12 października 2024
sobota, 12.10.2024
18:00
Kościół p.w. Najświętszego Oblicza Pana Jezusa sióstr karmelitanek Dzieciątka Jezus
ul. Matki Teresy Kierocińskiej 25, Sosnowiec
fot. s. Bogdana Batog CSCIJ
12 października
Jak co miesiąc, każdego 12. dnia miesiąca, na październikowym Spotkaniu z Matką Teresą Kierocińską, w kościele zakonnym pw. Przenajświętszego Oblicza Pana Jezusa przy domu macierzystym Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus, zgromadzili się czciciele czcig. sł. Bożej Teresy Kierocińskiej. Przyjechali z różnych miast Zagłębia, Śląska i Wrocławia.
O godz. 16.30 była możliwość zwiedzenia muzeum.
O godz. 18. 00 Msze św. w intencji beatyfikacji czcig sługi Bożej Teresy Kierocińskiej odprawił ks. dr Mariusz Trąba.
Po Mszy św. odczytano prośby i podziękowania składane na sarkofagu sługi Bożej. Czciciele modlili się tez indywidualnie przy sarkofagu M. Teresy.
Spotkanie zakończyło się agapa na sali Matki Bożej.
Homilia
Kazanie ks. Mariusza Trąby wygłoszone w dniu 12 października 2024 roku w kościele pw. Przenajświętszego Oblicza Jezusa w Sosnowcu z okazji mszy św. sprawowanej w intencji uproszenia beatyfikacji Służebnicy Bożej m. Teresy Kierocińskiej (Sosnowiec, 12 października 2024)
Szanowne Siostry,
Drodzy Bracia i Siostry,
zebrani na tej Eucharystii w intencji uproszenia łaski beatyfikacji służebnicy Bożej m. Teresy Kierocińskiej!
W tym październikowym rozważaniu zatrzymujemy się nad kolejnym wezwaniem litanii do czcigodnej służebnicy Bożej m. Teresy Kierocińskiej: Rozumiejąca wartość cierpienia! Szukamy odpowiedzi na bardzo często zadawane przez najróżniejszych ludzi wszystkich czasów i epok pytanie: Skąd bierze się ludzkie cierpienie i z jakiego powodu tyle cierpienia na tym świecie? A także: Jak można zrozumieć cierpienie które nas dotyka i co ważniejsze, odnaleźć w swoim własnym życiu, w konfrontacji z tym co nas samych boli wartość cierpienia? Pisać i mówić o cierpieniu – zwłaszcza innych – jest bardzo trudno. Łatwo popaść we frazesy i udawać wszechwiedzącego, a bardzo trudno z cierpieniem żyć, walczyć z nim, czy je wykorzystać jako środek do stworzenia czegoś lepszego.
W najbliższą niedzielę Kościół w Polsce obchodzić będzie już 24. Dzień Papieski. Z dużym zaskoczeniem i pewną konsternacją przyjąłem jego tytuł: „Święty Jan Paweł II. Ewangelia starości i cierpienia”. Jak to jest możliwe, aby „ewangelia”, które to słowo tłumaczymy często jako „dobrą wiadomość” lub „dobrą nowinę”, oznaczała dobrą nowinę o starości i cierpieniu? Cóż może być dobrego w ludzkim cierpieniu?
W chrześcijaństwie pierwszych wieków termin „ewangelia” oznaczał głoszenie nauki o tym, że Królestwo Boże już przyszło, już jest wśród nas. Stało się to wówczas, kiedy Jezus z Nazaretu objawił się jako oczekiwany od wieków Mesjasz. Głównym tematem tej nauki była prawda, że Chrystus umarł i zmartwychwstał. W ten sposób Kościół od samych swych początków głosił naukę o cierpieniu – o tym, że Jezus cierpiał i został zabity. Jednakże nauka ta od początku była połączona także z tą prawdą, że Chrystus pokonał cierpienie i śmierć poprzez swe zmartwychwstanie.
Przez wieki pasterze Kościoła na różny sposób głosili tę prawdę. W 2011 roku po ogromnym tsunami w Japonii papież Benedykt XVI udzielił wywiadu jednej z redakcji katolickich włoskiej telewizji RAI. Papież w odpowiedzi na pytanie małej Japonki o imieniu Elena o cierpienie i strach, jakiego doświadczyło wielu jej rówieśników w katastrofie, podkreślił: "Także ja zadaję sobie pytanie: dlaczego tak jest? Dlaczego wy musicie tyle cierpieć, podczas gdy inni żyją w wygodzie. I nie mamy odpowiedzi, ale wiemy, że Jezus cierpiał tak, jak wy, niewinny, że prawdziwy Bóg, który objawia się w Jezusie, jest po waszej stronie. To wydaje mi się bardzo ważne, chociaż nie mamy odpowiedzi, choć pozostaje smutek: Bóg jest po waszej stronie i bądźcie pewni, że to wam pomoże. I pewnego dnia może zrozumiemy też, dlaczego tak jest". Benedykt XVI podkreślił dwie prawdy – nie wiemy dlaczego cierpienie jest częścią życia, ale wierzymy i ufamy, że pomimo tego cierpienia Bóg jest z nami.
Cierpienia nie brakło w życiu bohaterki, która nas dziś tu gromadzi, m. Teresy Kierocińskiej. I było to cierpienie różnego rodzaju oraz ciężaru. Nie wiemy ile strapienia i rozterek kosztowało młodą Janinę Kierocińską, gdy kochany przecież przez nią ojciec odmawiał jej pozwolenia na wstąpienie do zgromadzenia zakonnego. Nie wiemy w jaki sposób mogłoby się potoczyć życie Janiny, gdyby wcześniej wstąpiła do istniejących już zakonów lub powstających zgromadzeń zakonnych. Może nie byłoby dziś zgromadzenia sióstr karmelitanek Dzieciątka Jezus.
Kronika zgromadzenia opisuje bardzo dokładanie ile troski oraz cierpienia przysporzyli Służebnicy Bożej ludzie w okresie tworzenia nowego zgromadzenia zakonnego. Niezrozumienie, złość, plotki, dziwne oskarżenia – to wszystko bolało i utrudniało codzienną pracę oraz budowanie tożsamości zakonnej. Do tego dochodziła niezwykła bieda życia zakonnego i choroby wynikające z ciężkiej pracy. Kronikarka zakonna pisała: „Ks. Dyrektor [ks. Franciszek Raczyński] ufał Naszej Matce, polecał Swoje często delikatne, czy trudne lub drażliwe sprawy do załatwienia w wyższych urzędach, ale w życiu Zgromadzenia nie uwzględniał nic i nikogo. Na dodatek wszystkiego N. Matka rozchorowała się bardzo poważnie, albowiem tuż przed wizytacją chcąc zdać wszystko w porządku obliczała i ważyła zaoszczędzony towar i podnosząc ciężki worek z mąką na wagę oberwała się. Rozpoczęły się długie i bolesne dni cierpienia i leczenia”1. Właśnie w owych doświadczeniach życia codziennego kształtował się prawdziwy hart ducha Służebnicy Bożej, a także umiejętność przeżywania codziennych kłopotów w łączności z Chrystusem. Tego samego uczyła inne siostry, podkreślając, aby nie zatrzymywały się jedynie na własnym cierpieniu, ale pomimo wątpliwości, niezgody, biedy, czy choroby potrafiły pomagać innym zmagać się z ich cierpieniem. Tak więc kroniki klasztorne opisują, że w okresie międzywojennym „Często Siostry były wzywane do chorych, więc gdy ubóstwo w mieszkaniu było wielkie, wtedy Siostry czym mogły i jak mogły wspomagały chorych, leczyły, przeważnie sokami roślin, karmiły zgłodzonych, choć same rade przyjmowały każdą ofiarę. Gdy rano wybierały się do kościoła parafialnego na Mszę św. to po drodze wstępowały by kogoś pocieszyć lub ulżyć mu w cierpieniu, a przy tym mówiły o Bogu i potrzebie miłowania Stwórcy i umiejętności cierpienia. Rzucone ziarno kiełkowało potem na chwałę Bożą”2.
Wielokrotnie już z tej ambony oraz w czasie wykładów, które przez ostatnie kilka lat poprzedzały dzisiejszą mszę świętą, mówiono o wojennych losach Służebnicy Bożej oraz pozostałych sióstr – o niepewności jutra, rewizjach, trosce i niepokoju związanych z brakiem wiadomości i kontaktu z siostrami w Generalnym Gubernatorstwie, obmowie i plotkach, w których posądzano Matkę o współpracę z Niemcami, czy ostatecznie o cierpieniach związanych z losem najbliższych, którzy stracili życie w wyniku okupacji niemieckiej. Te wszystkie cierpienia oraz doświadczenia nie powstrzymały m. Teresy oraz wszystkich innych sióstr karmelitanek Dzieciątka Jezus od pracy i działań na rzecz prześladowanych, biednych, wysiedlonych, czy będących w niebezpieczeństwie śmierci. To właśnie ta odwaga w obliczu cierpienia i śmieci jest do dziś dnia wspominana jako coś nadzwyczajnego w biografii M. Teresy oraz dziejach Zgromadzenia.
Służebnica Boża bardzo często w swoich listach do innych sióstr dawała rady, jak należy postępować z cierpieniem, które je dotykało. W 1932 roku pisała do jednej z sióstr: „Chcemy wiedzieć czy mamy cnotę? Patrzmy tylko, jak się zachowujemy gdy nam ktoś jaką przykrość wyrządza, albo nas w inny sposób upokorzą. Jeżeli umiemy przyjąć z pokojem, że na to grzechami swojemi zasłużyliśmy, cieszymy się, że nas coś podobnego spotkało, to wtedy możemy za łaską Bożą być spokojne o swe zbawienie. Ale jak znosić cierpień nie umiemy, to jeszcze dotąd nic nie umiemy”3. Często szukamy dla siebie drogi świętości. M. Teresa Kierocińska wskazuje, że właśnie to, w jaki sposób znosimy cierpienia, w jaki sposób je przeżywamy i w jaki sposób łączymy je z wiarą oraz nadzieją, to pokazuje jakimi jesteśmy ludźmi wiary – „Ale jak znosić cierpień nie umiemy, to jeszcze dotąd nic nie umiemy”.
Z kolei w 1933 roku pisała do s. Magdaleny Wróbel: „Uspokój się, proszę o to bardzo, w takich cierpieniach najlepiej wziąć krzyż w rękę i śledzić każdy ruch Pana Jezusa podczas Jego Męki, a wtedy zobaczymy że nasze cierpienia tylko mają podobiznę do cierpień Pana Jezusa i często człowiek wielce się zarumieni, że taki niecierpliwy. Kiedy nas krzyż przygniata dobrze jest mieć osobę godną zaufania, która użytku nie zrobi z tego co się mówi. Ból zawsze będzie bólem i odczuwać go będziemy niezmiernie. Przez krzyż Pan Jezus kona i cierpi – czuje i boli Go, więc nic dziwnego kiedy człowiek, słabe stworzenie pod krzyżem się chyli. Ale sprostujmy się i z obliczem uśmiechniętym idźmy nieznane, zapomniane, za Samem Panem Jezusem aż na samą Kalwarię”4.
Zacytowane powyżej słowa stanowią streszczenie tej samej nauki, którą Kościół głosi od swoich początków – Jezus cierpiał i umarł, ale dla zbawienia człowieka tego cierpienia nie porzucił, ale zaniósł je na krzyż, aby ostatecznie je pokonać w chwili zmartwychwstania. Jeżeli z Nim idziemy – pomimo każdego cierpienia – pokonamy je i razem z Nim zmartwychwstaniemy. Amen!
1 AGZSKDzJ, Kronika domu generalnego, t. 1 (1922-1939).
2 Tamże.
3 AMTK, Pisma, t. 1, nr 366, List m. Teresy Kierocińskiej do s. Magdaleny Wróbel i sióstr (Sosnowiec, luty 1932).
4 AMTK, Pisma, t. 1, nr 178, List m. Teresy Kierocińskiej do s. Magdaleny Wróbel (Sosnowiec, przed 15 VI 1933).